Artykuł przeczytasz w 10 min. Ostatnia aktualizacja 01.02.2017
autor: Damian Antoniuk
Zastanawiasz się jak najlepiej nagłośnić salę (bankietową, weselną itp.)? Jak poradzić sobie z najczęstszymi problemami występującymi podczas nagłośnienia takich sal i jakie są ich przyczyny? Co można poprawić? Jak dobrać właściwe rozwiązania i jakie one powinny być, aby uzyskać najlepszy efekt? Zapraszamy do lektury. Artykuł przydatny zarówno dla osób, które już niejedną salę nagłośniły, jak i dla osób, które planują zrobić to od razu dobrze.
Cel jest jasny: DOSKONAŁY DŹWIĘK ZA KAŻDYM RAZEM
Z Artykułu dowiesz się jak:
- na co zwrócić uwagę przy doborze nagłośnienia
- jaki zestaw dobrać do wielkości sali i ilości publiczności
- poradzić sobie z trudną akustyką pomieszczenia i zminimalizować hałas
Przez kilka lat, podczas setek rozmów z klientami, kolegami po fachu, aż wreszcie ze znajomymi, którzy bywają tu i ówdzie na różnego typu przyjęciach, zebrał się spory worek wiadomości, refleksji i przemyśleń. Celowo temat otwiera zdanie wielokrotnie złożone, ponieważ wielokrotnie złożony jest problem. Jeżeli, drogi czytelniku, znalazłeś ten artykuł, oznacza to ni mniej, ni więcej, że dotyczy Cię przynajmniej jeden z bardzo wielu elementów, które są w nim poruszone.
Postaram się, w możliwie przystępny sposób, opowiedzieć, językiem zgoła innym niż podręcznik fizyki kwantowej, o tym co nurtuje człowieka do wszystkiego, bo takim często jest szef zespołu muzycznego bądź mobilny DJ. Ten drugi ma o tyle trudniej, że najczęściej występuje zupełnie w pojedynkę i rzadko może liczyć na zewnętrzną pomoc, no chyba, że telefon do przyjaciela. W zespole bywa o wiele łatwiej, ponieważ jak od wieków wiadomo co dwie głowy to nie jedna, a dwie głowy to już zespół.
Od dłuższego czasu, z każdej strony, atakują nas coraz to nowe obiekty o ogólnym przeznaczeniu bankietowo – rozrywkowym. Jedne z nich, bez ogródek, mają w nazwie Dom Weselny, inne nieco kamuflują swoje główne przeznaczenie pod poetyckimi nazwami starych młynów, pałaców, dworków itd. Nie zmienia to faktu, iż w momencie gdy zaczęły powstawać, mnie i wielu mi podobnym osobom, które parały się obsługą muzyczną tego typu okazji, zaiskrzyła w głowie nadzieja. Nadzieja na nieco lepsze warunki pracy, które ja na własne potrzeby zacząłem w pewnym momencie nazywać BHP własnym. W okresie, kiedy, poza nielicznymi przypadkami, większość uroczystości rodzinnych, imprez okolicznościowych czy też bali sylwestrowych odbywała się w domach strażaka potocznie zwanych remizami, jedynym sprzymierzeńcem muzyka na sali najczęściej była dość wysoka scena. Cała reszta pomieszczenia zazwyczaj „grała” przeciwko muzykowi i stawała się największym wrogiem. Wrogiem, który często do samego końca pozostawał nierozpoznany, wiadomo było że jest, że działa ale nie wiadomo było jak go znaleźć, a już zwłaszcza pokonać. Aż tu pewnego dnia, jak grzyby po deszczu, zaczęły pojawiać się nowiutkie, kolorowe, pachnące sale weselne, które często pełniły dokładnie te same role co wspomniane wcześniej remizy. W tym momencie nastąpiła niemiła niespodzianka. Nasz umowny wróg: trudna i w zależności od sali zmienna akustyka, jak zmora ciągnie się w XXI wieku, z tym że w nowszych, ładniejszych, bardziej kolorowych wnętrzach.
Każdy z nas, przy każdej okazji, mierzy się z tym wyzwaniem. Rzadko jednak ktokolwiek mówi od podstaw, co tak naprawdę sprawia, że jest nam trudno poradzić sobie z tymi problemami. W tym artykule pewnie nie uda się wymienić wszystkich sposobów oraz wszystkich zależności, które rozwiążą kłopoty, ale mam nadzieję, że kilka z nich okaże się przydatnych, a Wasze "BHP" wzrośnie znacząco przekładając się na komfort pracy i zadowolenie klientów – uczestników imprezy.
Rozmyślając nad tym, który z elementów poruszyć jako pierwszy, doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie zacząć od końca. Może nie dosłownie bo na końcu jest słuchacz, odbiorca ale tuż przed nim jest nasz łańcuszek powiązanych ze sobą nierozerwalnie (!) czynników, tworzących całość. Na tę całość składają się po kolei:
Dlaczego aż tyle cennych linijek poświęcam temu zestawieniu, które jest oczywiste dla większości z Was? Otóż dlatego, że z moich obserwacji w tej wyliczance tkwi często pierwszy z kłopotów. Warto przyjrzeć się skrupulatnie tej oczywistości i dokonać swoistego rachunku sumienia. W myśl przysłowia „łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo” nie inaczej ma się to w dźwięku, warto wspomnieć o najczęściej popełnianych błędach.
Wspomniana wyżej stara zasada ludzi zawodowo związanych z profesjonalną sceną, którą łagodnie możemy przetłumaczyć jako zwrot: "co włożysz to wyjmiesz (tyle że głośniej)", jakkolwiek brzmi ostro i kategorycznie, jest absolutnie prawdziwa. To, jakiej jakości podamy źródło, takiej jakości usłyszymy dźwięk. W bardzo niewielu przypadkach za pomocą urządzeń czy algorytmów, jesteśmy w stanie cokolwiek poprawić po drodze. Z reguły zasada wcześniej wymieniona niemiłosiernie mści się w finalnym miksie. Dlatego ważne aby prezenterzy muzyczni dbali o jakość plików, z których korzystają. Popularność serwisów do współdzielenia zasobów muzycznych i ich łatwa dostępność jest ogromną pokusą by „zagrać” wszystko czego goście sobie życzą. Warto jednak czasem (a może zawsze) chwilkę się zastanowić czy spełnić zachciankę gościa, nawet popartą odpowiednią gratyfikacją, serwując jemu, sobie i innym uczestnikom jakość utworu, delikatnie mówiąc, mizerną. Taką gwarantuje, najczęściej ściągnięta na szybko, mp3-ka (o legalności nie wspominam…). Nie inaczej sprawa tyczy się muzyków i wokalistów. Warto czasem zastanowić się czy instrument, piec czy wreszcie wokal serwują dźwięki przyjemne już u źródła. Jeżeli tak - mamy łatwiej. Jeżeli natomiast niedostatki emisyjne, niedoskonałości gry czy kiepskie brzmienie samych instrumentów występują w składzie, mogą być nie do poprawienia w mikserze, a na pewno nie zrobią tego wzmacniacze i kolumny.
Tak więc na początku toru mamy źródło, co dalej? W przypadku zespołów/muzyków najczęściej pojawia się mikrofon. Dobór odpowiedniego „sitka” należy pozostawić na odrębny temat rozprawki, jednak warto wspomnieć iż jego jakość, właściwa charakterystyka oraz prawidłowe użycie dołoży kolejną cegiełkę do twierdzy jakości jaką chcemy zbudować. Twierdzy, która będzie nie do obalenia i podważenia przez „naszych przeciwników” z drugiej strony sceny.
Tuż za mikrofonami czy innymi źródłami dźwięku zawsze stoją przewody. Nisza home audio (mistrzowie barwnego opowiadania o dźwięku a często wyznawcy dźwiękowego Voodoo) stara się przekonać nas, iż od przewodu zależy wszystko. Jak to zwykle bywa, jest w tym ziarnko prawdy, bo nawet najlepsze źródło, najpiękniejszy wokalny wykon polegnie w starciu z mizernej jakości okablowaniem. Należy się jednak skupić przede wszystkim na tym aby one po prostu działały. Warto zadbać by przewody, które stosujemy, wtyki jakimi są one zakończone były możliwie wysokiej jakości, prawidłowo uzbrojone (o ile wykonujemy je sami) oraz poddawane okresowej kontroli. Pozwoli nam to uniknąć niechcianych przydźwięków, brumów i innych niespodzianek do braku sygnału włącznie, które uprzykrzą życie w momencie gdy do rozpoczęcia występu pozostało niewiele czasu. Warto również posiadać żelazny zapas, zwłaszcza tych najpopularniejszych, co pozwoli nam po prostu na szybką wymianę uszkodzonego.
Wszystkie przewody niezależnie od źródeł spotykają się w mikserze. Jest on kolejnym „klockiem” w naszej układance. O ile teorii o „brzmieniu” mikserów jest wiele, o tyle różnice słyszalne bardziej zależne są od źródła i sposobu pracy na danym mikserze niż od niego samego. Naturalnym jest, że mikser, którego używamy powinien spełniać minimum naszych wymagań co do ilości wejść (+2 lub 4 zapasowe, czyli więcej – to kolejna z mych teorii prywatnych), posiadanych na pokładzie możliwości. W dobie rozwiązań cyfrowych, sprawa znacznie się ułatwia. Zupełnie nie tak dawno, świadomy człowiek odpowiedzialny za realizację miksu w zespole aby uzyskać satysfakcjonujące efekty, zmuszony był do przygotowania nierzadko sporych rozmiarów racków efektowych, które w połączeniu z analogowym mikserem pozwalały uzyskać dobry efekt. W tych rackach najczęściej znajdował się jeden lub dwa korektory tercjowe, kompresor z kilkoma wejściami, bramki szumów i procesory pogłosowe. Dziś takiego racka wirtualnie zaimplementowanego większość producentów mikserów cyfrowych oferuje w swoich produktach. Oszczędza nam to kręgosłup, ale ciągle jeszcze wśród wielu osób budzi strach przed niewłaściwym użyciem tej czy innej funkcji. Nie bójmy się eksperymentów. Od tego są próby, spotkania zespołu poza imprezami aby sprawdzić na żywym organizmie co jak działa, bez uszczerbku dla wizerunku. Eksperymenty takie mogą się czasem srogo zemścić, jeżeli wykonujemy je w trakcie występu przed publicznością. Dlatego warto poświęcić nieco czasu i sił aby oswoić się niejako z możliwościami współczesnej techniki. Ona jest po to żeby nam pomóc, a nie zaszkodzić. Będzie pomagać wtedy, kiedy będzie właściwie użyta, sama z siebie nic nie popsuje ;) W tym fragmencie dodam jeszcze tylko, iż dobry, klarowny miks muzyczny jest kolejnym elementem naszej układanki, naszej twierdzy którą budujemy.
Wreszcie! najbardziej interesujący nas element toru audio! To tutaj może się wydarzyć najwięcej dobrego lub złego dla dźwięku. Od lat narzucony podział na sprzęty aktywne (z wbudowanym wzmacniaczem) oraz pasywne, które wymagają zewnętrznego wzmacniacza i procesora nadal funkcjonuje. Jaki zatem wybrać AKTYWNY CZY PASYWNY? Oczywiście oba mają swoje wady i zalety, które opiszę w osobnym artykule. Jakikolwiek z nich posiadamy lub zamierzamy kupić, należy pamiętać o zasadzie przytoczonej na początku naszej wyliczanki. Łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo - otóż w tym tkwi sedno całości. Na nic nam się zda najpiękniejsza barwa głosu, drogi mikrofon oraz przewód do niego, nawet mikser z wysokiej półki nie będzie w stanie pokonać kiepskiej jakości systemu frontowego i dokładnie w drugą stronę, najwyższej jakości zestaw nagłośnieniowy nie naprawi błędów popełnionych w naszym łańcuszku przed nim. Zestaw nagłośnieniowy jak sama nazwa wskazuje, służy do niczego innego jak do „robienia głośniej” tego co do niego wpuszczamy. Dobrej klasy system, przekaże wszystko to co jest dobre i ładne ale trzeba pamiętać o tym, iż wzmocni również w tym samym stopniu wszystkie niedoskonałości instrumentów, głosu czy miksu.
Na co zwrócić uwagę przy doborze nagłośnienia dla zespołu muzycznego czy też DJ-a?
Po pierwsze trzeba oszacować wielkość imprez które chcemy obsługiwać i dobrać wielkość systemu. Nie ma jednoznacznego wzoru na rozmiar imprezy ale przyjmując ilość widowni, słuchaczy możemy dość precyzyjnie określić zapotrzebowanie na skuteczność systemu czy też na „Waty” jak ciągle jeszcze wolą niektórzy. Kolejną, często pomijaną kwestią jest charakterystyka częstotliwościowa. Im bardziej zbliżona jest do linii prostej, tym większe prawdopodobieństwo, że zestaw przekaże wiernie wszystko co do niego wpuścimy. Ma to niebagatelny wpływ na sprzężenia z mikrofonami znajdującymi się na scenie to po pierwsze ale i na komfort odbioru przez naszych słuchaczy, czy uczestników imprezy. Teorii na temat ilości basu w systemie jest chyba tyle ile osób stawiających nagłośnienie - każdy ma swoją ulubioną proporcję. Ja dla własnych potrzeb korzystając z rozwiązań marki FAVO AUDIO, przyjąłem pewien schemat. Otóż dzięki bardzo wyrównanej charakterystyce zestawów gotowych proponowanych przez firmę, można w ciemno dobrać ilość sprzętu i tak dla publiczności do 200osób przy muzyce tanecznej granej przez coverband można użyć zestawu opartego o 15” przetworniki sub niskotonowe oraz satelit z przetwornikiem opartym o 12” membranę średnio tonową. Większa widownia będzie natomiast wymagała nieco większego ciśnienia akustycznego i tutaj swoje miejsce znajdują subbasy z membraną w rozmiarze 18” oraz nieco większe przetworniki w górze pasma oparte o 15” membrany średniotonowe. W przypadku gdy okoliczności i specyfika imprezy tego wymagają można zdwoić ilość paczek subbasowych.
Na podstronie ZESTAWÓW NAGŁOŚNIENIOWYCH FAVO znajdziecie łatwe oznaczenia dla jakiej ilości publiczności przeznaczony jest dany zestaw (nie zapomnijcie doczytać opisu gwiazdki *)
Jakkolwiek dopasowuję system do sali pomieszczenia, zawsze pamiętam o tym by miał on niewielki, ale jednak zapas mocy. Wiele osób nie ma komfortu posiadania kilku zestawów lub wielu elementów jednego zestawu, dlatego bardzo ważne jest właściwe jego dobranie na etapie wyboru. Część dostępnych na rynku rozwiązań posiada niewątpliwy atut skalowalności, czyli dają się w łatwy sposób połączyć z kolejnymi identycznymi elementami w większe grupy. Warto więc wziąć ten element pod uwagę przy wyborze nagłośnienia dla swoich celów, wszak nie wiemy co nam życie przyniesie za rok dwa albo trzy. Może się okazać że zmienia się target, porywamy się na coraz większe zlecenia dobrze by było aby system posiadany „na stanie” nie był zamknięty, czyli dał się łatwo rozbudować bez uszczerbku dla jakości dźwięku, a i często kieszeni.
Mamy zatem ustalone co składa się na nasz tor audio, przysłowiowy łańcuszek zależności mających wpływ na brzmienie składu muzycznego. Teraz możemy się przyjrzeć kliku najczęściej spotykanym przeciwnościom, które napotkamy podczas montażu, rozstawiania sprzętu w różnych miejscach, w których będzie się odbywać realizacja naszego zlecenia. Z pozoru nie ma większej filozofii, mamy zestaw nagłośnieniowy, jakieś miejsce na sali, metraż i dostęp do prądu. O ile na dwa ostatnie nie mamy wpływu to zagospodarowanie przestrzeni dla nas przeznaczonej i prawidłowe ulokowanie nagłośnienia istotnie będzie zmieniało finalny efekt dźwiękowy. Każda sala, czy to starego typu czy nowopowstała ma swoją specyfikę akustyczną. Jest ona uzależniona od kształtu, kubatury, materiałów z jakich zostało wykonane wykończenie. Naszym zadaniem jest takie przygotowanie aparatury nagłośnieniowej aby zminimalizować wpływ pomieszczenia na dźwięk jaki będzie docierał do uczestników imprezy. W pierwszej kolejności interesuje nas zasięg i równomierne pokrycie przestrzeni. Dobrze jest rozejrzeć się przez chwilę i oszacować, w których miejscach może być kłopot z odbiorem materiału przez gości. Zwrócić uwagę na wnęki, balkony i inne przeszkody architektoniczne. Każda z nich będzie miała wpływ na to co i z jaką siłą dotrze do słuchacza. Zazwyczaj tuż przed sceną mamy miejsce do tańca, zabawy, które z założenia powinno być najlepiej nagłośnione i najłatwiej nam tego dokonać z prostej przyczyny. Jest po prostu blisko systemu nagłośnieniowego. Tutaj jednak czyhają pierwsze pułapki.
Umieszczenie paczek średnio-wysokotonowych na zbyt małej wysokości spowoduje po pierwsze drastyczne ograniczenie zasięgu naszego przekazu, a po drugie przy głośnych momentach narażamy bawiących się czy słuchaczy w pierwszych rzędach na nadmiar decybeli. Skoro nie za nisko to jak wysoko? Takie pytanie samo się ciśnie na usta. Otóż im wyżej tym lepiej, to tak w skrócie. Im wyżej lokujemy satelitę w przestrzeni tym bardziej zwiększamy zasięg ale też przy okazji zmniejszamy energię pierwszego odbicia fali dźwiękowej od podłoża. Ratujemy jednocześnie najbliższych słuchaczy przed zbyt głośnym sygnałem. Pamiętać jednocześnie należy, że im wyższa częstotliwość tym większa kierunkowość, zatem wskazane jest z wzrostem wysokości lekkie pochylenie kolumn w dół. Taką funkcję seryjnie posiadają np. satelity serii VSC (zapraszamy do lektury o głośnikach koaksjalnych), które umożliwiają pochylenie kolumny w osi pionowej w zakresie +/- 18°. Po pierwsze celniej trafiamy w nagłaśniany obszar, a jednocześnie uciekamy od odbicia dźwięku od sufitu, które jest równie destrukcyjne jak to wspomniane wcześniej od podłoża. Kolejnym często popełnianym grzechem w rozmieszczaniu kolumn, jest nieprawidłowe ustawianie ich względem ścian pomieszczenia. Ustawianie ich równolegle do płaskiej powierzchni nie jest najlepszym pomysłem. Powstała w ten sposób różnica w odległościach pomiędzy bezpośrednim dźwiękiem z kolumny, a odbiciem od ściany, może spowodować znaczne straty w jakości odbioru poprzez powstanie tzw. filtrowania grzebieniowego.
Jeżeli sytuacja lokalowa wymusza ustawienie satelitów w pewnej odległości od ściany (powiedzmy 2-3m), należy bezwzględnie pamiętać o skierowaniu takiej paczki do wewnątrz nagłaśnianej powierzchni. Najczęściej będzie to mniej więcej środek parkietu do tańca. O ile sytuacja pozwala, powinniśmy ustawić satelity w bezpośredniej bliskości dużych płaskich powierzchni. Ustawianie satelitów pod kątem od ścian powoduje, że odbicie dźwięku od ściany sumuje się z dźwiękiem bezpośrednim znacznie dalej, poza parkietem, a to właśnie jest naszym celem - dźwięk z jak najmniejszą ilością odbić na parkiecie.
Animacja ilustrująca złe ustawienie kolumn: Kiedy paczki ustawione są osią równolegle do ścian, odbicie dźwięku dochodzące do słuchacza później niż dźwięk źródłowy powoduje zasadnicze pogorszenie jakości odsłuchu.
Animacja ilustrująca poprawne ustawienie kolumn: Dzięki skierowaniu kolumn do środka unikamy złego efektu pierwszego odbicia.
Animacja przedstawiająca najlepsze ustawienie kolumn: Dzięki rozmieszczeniu pod ścianą i skierowaniu ich do środka unikamy większości problemów z odbiciami.
Kolejną przypadłością, co prawda najrzadszą, ale jednak występującą jest zbyt wąskie ustawienie zestawu. Tu również tony niskie skorzystają na takiej sytuacji podlegając sumowaniu fal lecz zakres mowy i wszystkie wyższe dźwięki będą interferowały czyli wpływały na siebie dochodząc do słuchacza z dwóch bardzo blisko siebie ustawionych źródeł odtwarzających ten sam sygnał w różnym czasie.
Wiemy już co z zakresem średnich wysokich tonów, a co z basem? Zakres częstotliwości odtwarzanych przez kolumny basowe, podlega nieco innym zależnościom niż omawiane wyżej satelity. Nie wchodząc zbytnio w zagadnienia fizyki (co obiecałem na początku) w kilku prostych słowach postaram się uzmysłowić ogólne zasady jakimi należy się kierować przy ustawianiu głośników basowych. Tony niskie „uwielbiają” pojawiać się z jednego źródła. Nie znaczy to bynajmniej że polecam granie jednym basem, oznacza to że posiadając liczbę kolumn basowych, nazwijmy ją niewiadomą X, należałoby ustawić je jak najbliżej siebie. Pozawala to uniknąć wzajemnego odziaływania szkodliwego na siebie. Im bliżej siebie takie kolumny się znajdą tym większe sumowanie między nimi zachodzi i taki ustrój zaczyna pracować jak jedno duże źródło niskich tonów. Analogicznie, im bardziej będziemy je oddalać od siebie, tym bardziej będą na siebie wpływać, a w drastycznych przypadkach w połączeniu z niefortunną odległością od ścian mogą doprowadzić do pozbawienia nas dolnego pasma zupełnie, niezależnie od mocy jaką w nie włożymy i niezależnie od wszelkich działań w mikserze jakie poczynimy w ich poszukiwaniu. Często bez znacznej wiedzy na tzw. „ucho” możemy zaobserwować, a w zasadzie usłyszeć zjawisko fali stojącej. Powstaje ona również w wyniku niefortunnego ustawienia głośników basowych względem siebie i ścian pomieszczenia, w którym przychodzi nam pracować. Objawia się to najczęściej bardzo niskim poziomem głośności niskiego pasma na parkiecie, za to pod przeciwległą ścianą, tam gdzie zazwyczaj siedzą goście, mamy totalny przesyt niskich częstotliwości i to często nie najwyższych lotów jakości. Jak temu zaradzić? Najczęściej wystarczy przesunięcie zestawów basowych w którejś osi, bądź wzdłuż czyli cofamy lub oddalamy od ściany za nami bądź też w osi poprzecznej, czyli zbliżamy je lub oddalamy od siebie, jeżeli są ustawione w układzie prawa/lewa. Takie przesunięcie nie musi być drastyczne w swoim rozmiarze, często wystarczy jednie 0,5m, a czasem 1m i różnica potrafi być kolosalna. Warto poświęcić na takie zabiegi kilka chwil, zaprocentuje nam to ulokowaniem faktycznej skuteczności basu tam gdzie powinien być czyli przed sceną ku radości bawiących się tam gości a przy okazji zapewni nam wdzięczność tych nieco oddalonych od sceny, którzy przy stołach nie potrzebują takiej energii.
Symulacja rozkładu poziom ciśnienia akustycznego (SPL) w pomieszczeniu: Poniższe grafiki świetnie ilustrują jak ogromny wpływ na rozkład głośności dźwięku (SPL) w poszczególnych punktach sali mają nawet minimalne zmiany w ustawieniu kolumn basowych. Pomiary wykonaliśmy za każdym razem dla identycznego pomieszczenia o wymiarach 25m x 15m wykorzystując ten sam sygnał = 80 Hz. Zmienia się jedynie położenie kolumn basowych. (Im cieplejszy kolor tym głośniej w danym punkcie sali. Pamiętajmy, że 3dB różnicy w najniższych oktawach to wyraźnie odczuwalna różnica w głośności basu.
Przy okazji rozważań z dziedziny skuteczności poziomu tonów niskich, chciałbym wspomnieć o pewnym micie, który pokutuje do dziś w dość szerokich kręgach, osób zajmujących się samonagłośnieniem. Otóż chodzi konkretnie o rozmiar membrany w głośniku basowym. Bardzo często spotykam stwierdzenie: „18 nie absolutnie. Osiemnastki mulą, są na plenery, a nie na imprezę taneczną w lokalu”. W dobie dzisiejszych rozwiązań technologicznych, wiedzy i jakości przetworników jakie są obecnie produkowane, powyższe stwierdzenia można śmiało włożyć między bajki. Współczesne przetworniki 18” nie ustępują szybkością wyraźnie mniejszym, popularnym 15”, a dzięki swojemu rozmiarowi mogą wytworzyć większe ciśnienie akustyczne z tej samej mocy wzmacniacza co za tym idzie są bardziej ekonomiczne. Drugim powodem z jakiego powstało w/w stwierdzenie o zamulaniu głośników osiemnastocalowych, był fakt, iż najczęściej były one montowane w niezbyt szczęśliwie skonstruowanych obudowach labiryntowych, potocznie zwanych tubami basowymi. W pogoni za lepszymi osiągami przy relatywnie niskiej jakości przetwornikach, popularne osiemnastki lądowały w takich właśnie obudowach i nieudolne próby okiełznania ich w pomieszczeniach zamkniętych bez procesingu kończyły się fiaskiem, tworząc owy mit. W zestawach NAW Performance Audio dominują basy w konstrukcji bas refleks, bardzo precyzyjnie strojone z przetwornikami ale i one same są z najwyższej półki rozwiązań technicznych w tej chwili dostępnych w ofercie światowego potentata produkcji głośników – włoskiej marki B&C Speakers. Takie połączenie gwarantuje, że popularna osiemnastka w zgrabnej obudowie nie przekraczającej zbytnio wagą 40kg zadziwia niemal każdego kto pierwszy raz ją usłyszy i zobaczy.
Reasumując, jeżeli nie posiadamy wystarczającej wiedzy na temat fizyki dźwięku, warto poświęcić w trakcie instalacji nagłośnienia odrobinę więcej czasu niż tyle ile wymaga byle jakie rozstawienie kilku klocków. Odwdzięczy nam się to bardzo szybko poprzez:
Ci ostatni najczęściej kompletnie nie wiedzą co i z czym się je, oni po prostu nazywają to w jeden sposób: było fajnie lub nie. Jeżeli zafundujemy im zły dźwięk obarczony masą odbić i pogłosu na dodatek z kiepską zrozumiałością mowy, mamy jak w banku to drugie określenie. Nie przysporzy nam to ani chwały, ani kolejnych zleceń, mimo, że mamy świetny repertuar, giętki język i potrafimy bawić gości w najbardziej wyszukany sposób.
Nie bójmy się więc nieco poeksperymentować łamiąc przyzwyczajenia i szablony, które stosujemy od lat. Często poprzez nie, nieświadomie wpędzamy się w przysłowiowy kozi róg, a po wejściu gości czy też słuchaczy na salę zostaje nam jedynie dotrwać do końca. W pewnych sytuacjach (wcale nie tak nielicznych) nasze pierwsze kroki podczas instalacji zadziałają jak "efekt motyla". Maleńki błąd podczas rozstawiania sprzętu, może urosnąć do problemu o rozmiarach tsunami wraz ze wzrostem głośności i rozwojem sytuacji w konkretnym miejscu.
Życzę wszystkim zmagającym się z akustyką wnętrz, pozytywnych efektów i zadowolenia z osiąganych rezultatów. Mam nadzieję że ten tekst choć w małym stopniu przyczynił się do "dobrej zmiany" ;)
Autor: Damian Antoniuk
Godziny pracy:
Dział handlowy:
Dostawy/logistyka:
Dział serwisowy: